Nasi krawcy- rodzina Filipczyk(Philipczik)
Anton Filipczyk (1875-1923) był dalekim potomkiem Laurencjusza Philipczik (1718-1788), który z zawodu był kołodziejem i prowadził również gospodarstwo. Żoną Antona była Maria Libera (1879-1953) z ul. Fabrycznej. Był mistrzem krawieckim i kapelmaistrem pietrowickiej orkiestry dętej założonej przez siebie. Jego żona prowadziła sklep u Filipczika. Wg rodziny, Filipczyki pochodzą z Austrii.
Józef Filipczyk (1891-1959), najmłodszy brat Antona był kawalerem. Jako krawiec pracował w warsztacie swojego brata, poniósł śmierć pod kołami swojego wozu zaprzęgniętego w krowy. W 1959 roku zwoził siano do stodoły, był już przed domem na nieutwardzonej ul. Daszyńskiego, spadł z fury prosto pod koła wozu, a przestraszone tym krowy pognały z wozem pełnym siana aż na koniec drogi. Erich Filipczyk (1921-2010), pochodził z tej samej rodziny (Anton i Józef to byli jego wujkowie). Był krawcem. Został wcielony do wojska w lutym 1941 roku i cały czas był na froncie wschodnim (Kijów, Sewastopol na Krymie (jak wspominał- nejfajniyjszi kusek zymi), Zaporoże, Leningrad. Od sierpnia 1944 do maja 1945 walczył w kotle w Kurlandii. Był w oddziałach artylerii ciężkiej (kaliber 30,5 a potem kaliber 21 cm). Dostał się do niewoli rosyjskiej, w której był do 21 stycznia 1950 roku. W niewoli był w okolicy Murmańska. Wspominał: „Jeńcy spali w barakach z czasów I wojny światowej. Wcześniej w tych barakach spali budowniczowie kolei do Murmańska. Pracowali przy wyrębie lasu 12 godzin dziennie. W lesie było po pas śniegu a mrozy dochodziły do 35 stopni. Największy mróz był w 1948 roku. Pracowali z nimi również Rosjanie, którzy byli tam zesłani nawet za bardzo błahe sprawy, uznani jako przeciwnicy władzy ludowej. Ludzie padali tam jak muchy. Kto nie wyrabiał normy wyrębu, dostawał zmniejszoną rację chleba.” Ożenił się w 1952 roku. Był ostatnim żynichem (młodym panem) ubranym w cylinder. Potem ten zwyczaj zanikł. Buty miał pożyczone od Jorga Steuera, który w tym czasie przebywał we więzieniu (został skazany na 2 lata więzienia za wskazanie nieznanemu mężczyźnie drogi do Czech, mężczyzna ów przeszedł granicę ale został złapany w Czechach i tam w czasie tortur wydał ludzi mu pomagających). Erich Filipczyk krowami uprawiał też kilka hektarów pola. Jego ojciec pługiem zaprzęgniętym w krowy poorał mu granice pola, a z środkiem pola już musiał radzić sobie sam - tak nauczył się orki. Miał jeden z pierwszych telewizorów na Zawodziu. Na ciekawy film po południu (np. seryjny Zorro) do domu Filipczyków schodzili się sąsiedzi, a zwłaszcza dzieci. Otrzymywały jeszcze kraiczek chleba na przidawek. Erich był wyuczonym krawcem. Do emerytury pracował w SPK „Jedność”. Najpierw był krajczym, potem prowadził magazyn, co w firmie zatrudniającej kilkaset krawców i produkującej dla wielu odbiorców w kraju i za granicą różne asortymenty ubrań nie było sprawą łatwą. Ale Erichowi zawsze wszystko pasowało, choć nie miał komputera. Był uosobieniem spokoju, dobroci i zrównoważenia.
Bruno Stojer