Historia odkryta po latach

Na początku sierpnia jedna z moich córek udała się wraz z mężem na kilkudniową wycieczkę do Wiednia. Oboje znają to miasto całkiem dobrze, gdyż przed laty przez rok tam mieszkali. Od tego czasu często i z sentymentem wracają do stolicy Austrii. Zawsze z konkretnym planem - bardzo interesuje ich architektura. I tak zaraz na początku tego wyjazdu udali się do podwiedeńskiej miejscowości Purkersdorf, gdzie chcieli zobaczyć budynek dawnego sanatorium wybudowanego  w latach 1904-1905 według projektu Josefa Hoffmanna na zamówienie Wiktora Zuckerkandla, dyrektora generalnego Śląskiej Huty w Gliwicach. Budynek ten zaliczany jest do najbardziej znamienitych przykładów dzieł z kręgu tzw. secesji wiedeńskiej. Z architekturą budynku współgrało niezwykle funkcjonalne wyposażenie wnętrza, tworząc razem harmonijną, dopracowaną w każdym najdrobniejszym elemencie całość. Budynek sanatorium ma za sobą bardzo  burzliwe koleje losu. Pierwotnie służył jako ekskluzywne miejsce spotkań wiedeńskich elit, kolejno w czasie II wojny przekształcono go w szpital wojskowy, który następnie w 1945 roku został przejęty przez radzieckie wojska. Rosjanie urządzili w nim szpital dla chorych na tyfus. Potem ponownie służył jako szpital prowadzony przez austriacki kościół ewangelicki, lecz w latach 70. XX wieku został porzucony i popadał w ruinę. Dopiero w latach 90. budynek przeszedł gruntowną renowację, podczas której przywrócona została jego pierwotna forma i w części odtworzono wyposażenie wnętrz. Obecnie mieści się w nim dom seniora.

Cel wyprawy został osiągnięty, a pięknie odrestaurowany budynek jak najbardziej zachwycił moją córkę i jej męża. Wracając z Wiednia, para zatrzymała się jeszcze na parę dni w Pietrowicach, gdzie uczestniczyła też w urodzinach babci. Pijąc wtedy kawę, dzieliła się z bliskimi wrażeniami z Wiednia. Wtedy też zupełnie niespodziewanie babcia zapytała ich o to, czy byli może kiedyś w Purkersdorfie, gdyż właśnie tam w szpitalu jesienią 1945 roku przebywała jej mama. I tak okazało się, że prawnuczka dopiero co odwiedziła pod Wiedniem zabytkowy i piękny budynek, nie mając pojęcia, że właśnie w nim ponad 70 lat temu leżała jej prababcia, która zachorowała na tyfus. Zaskakującym jest, że babcia dopiero po tylu latach po raz pierwszy wymieniła nazwę Purkersdorf i to dokładnie w tym samym momencie, w którym jej wnuczka udała się do tej miejscowości. Warto zatem „prowokować” takie zbiegi okoliczności i opowiadać rodzinie o swoich wspomnieniach. A w kolejnych „Wieściach od św. Wita” przeczytają Państwo o historii byłej pacjentki szpitala w Purkersdorfie.

23 stycznia 1945 roku po Pietrowicach jeździł goniec z dzwonkiem i ogłaszał nakaz ewakuacji ludności cywilnej (kobiety i dzieci do lat 14). Zgodnie z zaleceniami należało się spakować i wieczorem udać do Raciborza na specjalny pociąg ewakuacyjny. Jadąc przez Studzienną, pociąg ten nad ranem dojechał do Ostrawy, a stamtąd do Wiednia. Podróż nie przebiegała spokojnie. Po drodze było kilka alarmów bombowych, a pani Dresler, zamieszkała w malcowni na Fabrycznej, urodziła w drodze do Wiednia dziecko. Kolejno z Wiednia mieszkańcy Pietrowic pojechali w kierunku miejscowości Kefermarkt, gdzie pozostała część pietrowiczan, a reszta pojechała do Freistadt w Górnej Austrii. Ci co zostali w  Kefermarkt, w tym też rodzina Libera, spędzili tam około 1 tygodnia i byli zakwaterowani w szkole. Potem w kilkunastoosobowych grupach udali się do małych wiosek w Górnej Austrii. Gospodarze, u których mieli zostać rozlokowani, przyjechali furmankami na dworzec, by zabrać bagaże, a sami pietrowiczanie musieli iść pieszo, około 20 km pod górkę. Rodzina Liberów została zakwaterowana w małej miejscowości Langfirling w rodzinie chałupnika. Dziadek Johann  został w Pietrowicach i ewakuował się dopiero dwa miesiące później ostatnim pociągiem jadącym w kierunku Bohumina. Do rodziny w Austrii dołączył w Wielką Sobotę wieczorem. Wcześniej został powołany do oddziałów Volkssturmu, które wyposażono w proste karabiny i polecono im ruszyć na Racibórz. Jednak na wysokości  Żerdzin grupa ta składające się z samych staruszków, doszła do wniosku, że ich akcja nie ma sensu i się rozproszyła. W Langfirling rodzina Libera przebywała łącznie od lutego do zakończenia wojny, czyli około 8 maja. Wtedy też okazało się, że pietrowiczanie, jako Niemcy, muszą opuścić Austrię.

W sierpniu 1945 roku rodzina znalazła się w Wiedniu, gdzie spędziła około trzy miesiące. Przebywała w dzielnicy Ober-St.-Veit na ul. Preindlgasse w obozie dla uchodźców, spała w barakach, otoczonych płotem. Wszystkim dokuczał głód.  Pietrowickie dzieci musiały żebrać w Wiedniu o jedzenie. Każdego dnia sanitariusz dokonywał przeglądu ludzi. Tych słabych, podejrzanych o zachorowanie na tyfus, wysyłano do szpitala w Purkersdorfie, kiedyś wykwintnego sanatorium leżącego na obrzeżach Wiednia.  Prababcia Anastazja zachorowała właśnie na tyfus. Trafiła do szpitala w Purkersdorfie. Było to w sierpniu lub wrześniu 1945 roku. Gdy tylko pradziadkowi Johannowi lub jego dzieciom udało się znaleźć coś do jedzenia, przywozili to Anastazji do szpitala. Z Wiednia do Purkersdorfu było dość daleko i nie łatwo było się tam dostać. Gdy mieli szczęście, to podwoziły ich rosyjskie ciężarówki wojskowe. Ta podmiejska część Wiednia znajdowała się bowiem w rosyjskiej strefie okupacyjnej. Sam szpital był podzielony na trzy oddziały. Na pierwszym oddziale znajdowali się chorzy, u których dopiero co zdiagnozowano tyfus. Na drugim przebywali pacjenci w stanie ciężkim, a na trzecim Ci, którym udało się tę chorobę przezwyciężyć. Tyfus objawiał się wysoką gorączką, biegunką, odwodnieniem i nawet halucynacjami. Czasem niektórych chorych, dla ich własnego bezpieczeństwa, przywiązywano do łóżek. Zmarłych grzebano w papierowych workach w zbiorowej mogile. W szpitalu tym zmarło również wielu mieszkańców Pietrowic. W październiku prababcia Anastazja najgorsze miała na szczęście już za sobą. Rodzina zapytała więc lekarzy, czy jest ona już zdolna do podróży. Lekarz kategorycznie jej odradzał. Rodzina Liberów udała się zatem bez Anastazji w podróż powrotną, licząc, że prababcia szybko do nich dołączy, jak tylko nabierze sił. Sam szpital wkrótce znalazł się pod angielską administracją i zdrowiejących już pacjentów przewieziono do Karyntii, gdzie opieka i wyżywienie były wręcz uzdrowiskowe. Anastazji wróciła do Pietrowic w czerwcu  1946 roku. Raptem miesiąc wcześniej ostatecznie wrócił także pradziadek Johann z rodziną.

                                                                                                                                Bruno i Magda Stojer